Odkurzacz centralny - mój wybawca
Odkurzacz centralny pojawił się jakiś półtora tygodnia temu, półtora roku po naszej przeprowadzce. To wystarczająco długo by go w pełni docenić. Nie ma jeszcze zamontowanych szufelek w wiatrołapie i kuchni, ale to pikuś. Bieganie z miotłą niewiele dawało, bo sierść kota i wypadające włosy wciąż fruwały, były tylko zmiatane z miejsca na miejsce, i non stop widoczne na panelach i kafelkach. Teraz jest spokój, wystarczy odkurzyć, co zajmuje mi parę minut. W naszym domu mamy zamontowane trzy gniazdka i dwa wyjścia pod szufelki. Całą instalację robiliśmy i projektowaliśmy sami. Od początku wiedzieliśmy, że kupimy odkurzacz Beam - SC 355 wraz z 9m wężem i akcesoriami Progression.
Było dużo strachu kiedy po zamontowaniu jednostki okazało się, że odkurzacz ciągnie, ale bardzo słabo. Dopiero po jakimś czasie męża coś tknęło i zdjął próg od mebli kuchennych. Okazało się, że wyjście pod szufelkę było otwarte na oścież, a po jej zatkaniu odkurzacz zaczął ciągnąć jak głupi. Kamień z serca. Dokupiliśmy od razu pokrowiec zapinany na zamek, polecam. Raz, że wąż nie obija się o ściany i meble, a dwa, że dużo łagodniej sunie po panelach i płytkach nie rysując ich i ułatwiając przemieszczanie. Długość węża i rozstawienie gniazdek wyszło nam idealnie. Sięgam wszędzie bez problemów, włącznie z narożnikami przy suficie (weźcie to pod uwagę, idealne - do wykurzania pająków ;)) Jeszcze nigdy nie miałam tak czysto pod łóżkami i meblami ;)