Nierówna walka z działką
Jest lato, przynajmniej w teorii, więc od jakiegoś czasu próbujemy zająć się działką. Zbyt dużo w domu nie posuwa się do przodu, bo oszczędzamy na wakacje. Działkę za domem postanowiliśmy obsiać trawnikiem. Koparka wywiozła trochę ziemi by wyrównać nam teren, mąż równał to co pozastało, co wcale nie było proste (niestety wciąż przeklinamy, że dom nie jest postawiony pustak wyżej), pozakładał częściowo krawężniki wokół domu, założył dwie rynny.
Działkę spryskaliśmy Rundupem, po czym po trzech tygodniach, po długich poszukiwaniach (choć wokół sami rolnicy) udało nam się ściągnąć traktorek, który cały teren przejechał kultywatorem i broną.
Niestety pozostały pozbijane grudy ziemi.
Wzięliśmy się za grabienie kamieni, śmieci i suchych grud ziemi, które zaczęliśmy wywozić z działki.
Po kilku dniach ciepła, grudy ziemi zrobiły się jeszcze bardziej suche, a teren poniżej twardy jak skała. Było pewne, że trawa w tym nie zakiełkuje.
Przyszedł deszcz, a po deszczu okazało się, że grabienie tych grud nie miało najmniejszego sensu, bo deszcz najnormalniej je rozmiękczył i po jakimś czasie dało sie je w większości rozbić. Zaczęliśmy więc na nowo rozgrabiać to co jeszcze zostało. Kompletna paranoja. Od paru dni zaczęły kiełkować chwasty. Z dnia na dzień robi się coraz bardziej zielono. I już nie wiemy co robić, czy znów odchwaszczać, zaorać teren, czy co? Jaką maszyną się wspomóc? Ja wymiękam. W dodatku tył działki jest przeorany przez krety. A boję się trawnika z kopczykami. Niestety zaginęła nam kotka (od dwóch tygodni nie przychodzi do domu), a to ona likwidowała nam wszystkie szkodniki. I smutno mi bardzo, bo mimo, że to kot, który cały czas miał naturę dzikusa, to mimo wszystko zdążyliśmy się wszyscy do niego przyzwyczaić. Część terenu postanowiliśmy przeznaczyć na teren plażowy (rozkładany basen i leżaki) - teren 6mx12m to pół godziny pracy koparki. Na wierzch poszła goewłóknina.
W poniedziałek ma przyjechać piasek, a to już koszt ponad 600zł. Początkowo myśleliśmy, by teren plażowy powiększyć na trampolinę, ale to kolejne 300zł do wydania ((i dziwić się, że na działkę można wydać tyle co na budowę domu). W tym roku basenu na pewno nie kupimy. Za to trampolinę, o której pisałam w poprzedniej notce, udało nam się uratować po ostatniej wichurze. Mąż ponaginał stalowe słupki, na miejsce złamanego domówiliśmy nowy, jeszcze siatkę trzeba będzie podszyć w podartych miejscach.Na działce pojawiły się pierwsze roślinki: winogron przywieziony od teściów - na razie tyle byliśmy w stanie zasadzić, przy wciąż jeżdzących po naszym terenie maszynach.
Póki co jesteśmy bardzo zmęczeni niekończącą się walką z naturą. Nawet pogoda jest ostatnio do kitu.
Nasza działka, nasza zmora